FRagment 1
Stanąwszy przed wysokimi murami z ciosanego kamienia zapatrzyłem się przez chwilę w łuk portalowy, który wsparty na dwóch prostych, rozsypujących się kolumnach, ozdobiony został dwupasmową plecionką o wzorze sieciowym, przechodzącym w falistą wić. Płaskorzeźby na kapitelach kolumn przedstawiały dwugłowe ptaki, trzymające w szponach ludzkie czaszki. Nadproże i podstawy kolumn pozbawione zostały dekoracji figuralnej. Najdziwniej jednak rysowały się wyobrażenia na tympanonie: umieszczona w centrum niezwykle powabna postać kobieca przyjmowała hołd od dwóch mężczyzn, klęczących po obu jej stronach. Ten z lewej trzymał w ręce gołębice, ten z prawej - podawał jej sztylet. Kratowane dźwierza były uchylone. Wszedłem na kwadratowy, mroczny dziedziniec wewnętrzny. Nie zdążyłem się nawet dobrze rozejrzeć, gdy po przeciwnej stronie otworzyły się ze zgrzytem ciężkie, metalowe drzwi, wiodące do części mieszkalnej zamku.
Wysoka, smukła postać w czarnej liberii biegła w moim kierunku i od razu odebrała mi walizki.
- Witamy pana w Geistschloss ! - powiedział lokaj. - Pan Bose oczekuje pana od kilku dni! Zainstalował nawet lunetę na wieży, aby wiedzieć wcześniej, czy ktoś ku nam zmierza. Przeszliśmy klaustrofobiczny dziedziniec i stanęliśmy na progu. Ogromne, kute z żelaza drzwi broniły dostępu do mrocznego wnętrza. Nietypowa dekoracja znowu wzbudziła moje zainteresowanie. Każde skrzydło zostało podzielone na dwa prostokątne pola, otoczone bordiurą, składającą się z motywów roślinno-zwierzęcych. W górnej kwaterze lewego skrzydła leżąca postać odganiała rekami monstrualnego nietoperza, w dolnej - skrzydlaty smok pochylał zgaszoną, dymiącą jeszcze pochodnię. Prawa strona przedstawiał grobowiec, flankowany przez dwie tajemnicze postacie w opuszczonych kapturach; na szczycie nagrobka wykrzywiona chimera owijała się wokół krzyża. Dolne pole oprócz tradycyjnego wyobrażenia Czasu - Kronosa z kosą - zawierało łacińską inskrypcję: Sit transit gloria mundi.
Byłem oczarowany formą i trochę zdezorientowany dziwaczną ikonografią. Spojrzałem w górę. Wysoko nad drzwiami majaczyły pyski maszkaronów.
- Wspaniała robota, prawda? - odezwał się nagle jakiś skrzekliwy głos, a w wejściu pojawiła się dość nieprzyjemna, karłowata postać w staromodnym, wytartym surducie. - Herr Heinrich zamówił te drzwi u mistrzów w Breslau, którzy wykonali je podług mego skromnego projektu - powiedziała z radością karykatura człowieka, zacierając zniszczone dłonie.